Chcę znów zakochać się w „Przygotowywaniu się” w 2021 roku

Spisie treści

Na studiach spędzałem noce na mieście. Nie miało znaczenia, dokąd jadę, ale że byłem tam z przyjaciółmi. Chodziliśmy na imprezy domowe, spotkania w akademiku, zatłoczone kluby, bary sushi (gdzie zamówiliśmy więcej rund sake niż rzeczywiste sushi) - gdziekolwiek się wybieraliśmy, nie mogłem się doczekać. Wiele lat zajęło mi uświadomienie sobie, że to nie była część wyjścia, którą kochałem najbardziej. To było oczekiwanie; proces przygotowania. W tamtych czasach przygotowywanie się do wieczornego wyjścia było rytuałem, który zaczynał się od wysadzenia tej samej listy odtwarzania, a kończył na zrobieniu dziesiątek selfie z najlepszymi przyjaciółmi. W międzyczasie były zmiany strojów, tańce i łyki zbyt słodkich napojów popijanych podczas nakładania makijażu.

Kiedyś myślałem, że to samo wydarzenie sprawiło, że wszystko było tak magiczne. Ale teraz, po tylu miesiącach nie przygotowań do niczego, zdałem sobie sprawę, że rytuał, który miał miejsce wcześniej, był wyjątkowy. Kiedy naprawdę o tym myślałem, imprezy, bary, kluby nigdy, przenigdy nie były tak zabawne, jak spędzanie czasu w moim pokoju w akademiku i słuchanie Robyn, ucząc się mieszania cieni do powiek lub mistrza kociego konturówki. To dlatego, kiedy podrosłem, znalazłem tę samą magię w tych samych rytuałach. Może tym razem byłem sam w małej łazience zamiast w akademiku, ale proces był taki sam.

Nalałem sobie kieliszek wina (lub, jeśli szykowałem się do dużego spotkania rano, spienioną kawę), włączyłem playlistę, która dodała mi pewności siebie i cieszyłem się procesem traktowania siebie jako odważnego warga, nowy strój lub zabawna para kolczyków. Rytuał składania tego wszystkiego w całość i pozostawiania poczucia siły jest odurzający, nawet dla kogoś, kto prawie tak samo lubi dni bez makijażu w moich dresach. Kiedy doszło do pandemii, pomysł, że nie będę musiał się na nic przygotowywać, był przez chwilę pociągający. W końcu byłem tak samo zaniepokojony i przygnębiony stanem świata, jak każdy inny. Ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę, było zakładanie sztucznych rzęs lub eksperymentowanie z nowym eyelinerem.

Ale gdy mijały miesiące, a moje ulubione stroje i makijaż zaczęły zbierać kurz, zacząłem tęsknić za rytuałem przygotowań. Dorastałem, by poznać i docenić okrojoną, pozbawioną ozdobników wersję mojej twarzy i garderoby, ale pragnąłem tego silnego uczucia. Mimo to, wydawało się głupie, żeby przygotować się, nie mając dokąd pójść, nikogo do zobaczenia oprócz mojego narzeczonego i mojego psa (obaj wydają się mnie kochać bez względu na to, ile czasu spędzam na przygotowaniach). Porzuciłem ten pomysł na chwilę, ale zanim nadszedł nowy rok, nadszedł czas na zmianę.

Powiedziałem sobie, że dodam przygotowanie z powrotem do mojej codziennej porannej rutyny. Puszczałem ulubioną muzykę lub podcasty, sączyłem mrożoną latte lub smoothie i znów cieszyłem się procesem przygotowań. Poświęciłbym trochę czasu, aby skręcić włosy, nałożyć balsam lub spróbować założyć jasną szminkę tylko z tego powodu. Każdego dnia poświęcałbym trochę czasu, aby nadać priorytet tej formie samoopieki nie dlatego, że mam dokąd pójść (chociaż dałbym prawie wszystko, aby mieć z przyjaciółmi bombę sake…), ale dlatego, że czuję się jak blask , mocniejsza wersja mnie. Jasne, nie potrzebuję rytuału przygotowania się każdego dnia, aby poczuć się pewnie lub sprawnie, ale zasługuję na poświęcenie na to czasu, jeśli chcę - bez względu na to, jakie mam plany.

Może wezmę swój nowy strój i makijaż (i oczywiście maskę) do lokalnej kawiarni, żeby kupić latte lub trochę poszperać po Target. Może nigdzie nie pójdę i zrobię selfie w domu, bo mogę. Celem tego nowego celu nie jest tak naprawdę pójście nigdzie ani nawet szukanie w ogóle określonego kierunku. Zamiast tego chodzi o zobowiązanie się do zrobienia sobie miejsca na dobre samopoczucie. Dopiero co zacząłem zakochiwać się ponownie, przygotowując się na miniony miesiąc, ale już czuję, że powracają poczucie pewności siebie i radości, których nie doświadczyłem od jakiegoś czasu. I tak naprawdę myślę o tym, kiedy myślę o przygotowaniach do college'u lub we wczesnych latach dwudziestych - nie w słabo oświetlonych klubach, ani o tańcach, ani o tym, co nosiłem lub z kim byłem, ale o czystej, nieskażonej radości.

Czy flirtowanie z trendem wellness, którego potrzebujemy teraz?

Interesujące artykuły...