Jak spędzenie dekady w samotności pomogło mi znaleźć spokój w samotności

Spisie treści

Brzmi bardziej dramatycznie niż się wydawało - spędzając dziesięć lat w samotności - ponieważ nie odliczałem tego w każdej chwili każdego dnia. Dla mnie dorosłe życie zawsze było serią nie-poważnych, niewyłącznych związków, które tak naprawdę nigdy się nie utrzymywały. Po rozstaniu z mamą tata zapytał kiedyś, jak godzę się z samotnością. To była jedna z pierwszych rozmów między dorosłymi i dorosłymi, jakie kiedykolwiek odbyliśmy, podczas której naprawdę przychodził do mnie, aby dowiedzieć się więcej po swoim zerwaniu. „To wszystko, co kiedykolwiek znałem” - odpowiedziałem otwarcie. I nie w smutnej lub szkodliwej rzeczywistości, nie wiedziałem, jak wygląda związek. Nie miałem pamięci mięśniowej, żeby to przegapić lub walczyć z tym. Po prostu żyłem tak, jak zawsze, traktując przyjaźnie i karierę jako zadatki na moją wybraną rodzinę. „To są najważniejsze relacje w moim życiu” - powiedziałem tacie przy kolacji - „te, nad którymi pracuję i w które wkładam wysiłek”. Wtedy zdałem sobie sprawę, że być może nie traciłem tyle, ile społeczeństwo (i członkowie rodziny na świątecznych obiadach) mogą mi wmówić. Fakt jest taki, że nie byłam samotna.

Nie znaczy to, że nie myślałem o tym, jak by to było mieć partnera. Tęsknota za tego rodzaju emocjonalnym i fizycznym połączeniem jest praktycznie biologiczna. Zwłaszcza, że ​​obejmował tak długi okres czasu, prawie całe moje dwudziestolatki, obserwowałem, jak bliscy przyjaciele i współpracownicy łączą się w pary i muszę przyznać, że zastanawiałem się, co jest ze mną nie tak. Trudno każdemu, bez względu na pewność siebie i inne spełnienie, nie wpaść od czasu do czasu do tej dziury. Ale kiedy zaczynam swoją nową dekadę (mam 30 lat), mogę z całego serca powiedzieć, że jestem za to wdzięczny.

Ten czas i refleksja to przywilej, którego być może nie byłbym w stanie wykorzystać, gdyby moja podróż wyglądała bardziej jak książki z opowiadaniami.

Jak naprawdę wygląda życie z zaburzeniami odżywiania, 11 lat później

Moja trajektoria nie jest wyjątkowa, ponieważ moje dwudziestki zostały zdefiniowane przez próbę znalezienia swojego miejsca w świecie, stawianie przede wszystkim na moją karierę, robienie przewidywalnie głupich rzeczy z moimi przyjaciółmi i wydawanie tych niewielkich pieniędzy, które miałem na fantazyjne dania z jajek i koktajle. Chociaż charakteryzowało się również wieloma wewnętrznymi zmaganiami, zarówno samookaleczającymi, jak i innymi. Byłem w najciemniejszym i najtrudniejszym okresie mojego trwającego powrotu do zdrowia po zaburzeniach odżywiania, byłam wszechobecnym pasażerem w moim życiu, który w tamtym czasie obejmował prawie każdy aspekt mojej istoty. Odegrał rolę w każdej decyzji, każdym uczuciu i każdej interakcji. Trzymałem się tak ciężkiego postępu, że miałem, co teraz rozpoznaję, jako brak nadmiernej mocy mózgu, która mogłaby wnieść do związku. Nie byłbym w stanie wytrzymać więcej niż ciężar, który już dźwigałem. Nie byłam gotowa.

Kiedy miałem większą kontrolę nad swoim zdrowiem, poczułem, że się zmieniam. Byłem bardziej otwarty; bardziej chętny do wystawienia się tam. A jednak nadal nic. Nie spotkałem nikogo, do kogo czułbym się inaczej (poza jednym i nie wyszło). Wtedy zdałem sobie sprawę, że muszę się pogodzić z możliwością, że nigdy nie znajdę tego niezatartego partnera. Musiałem znaleźć spokój w samotności. Łuk mojego życia i poprzednich związków nigdy nie był konwencjonalny i nie mogłem już zakładać, że to się zmieni. Musiałem zdać sobie sprawę, że mam kontrolę i iść naprzód z pozwoleniem na życie, robienie i odczuwanie wszystkiego, co chcę. Zacząłem dokonywać wyborów i budować swoje życie wokół idei, że może nie obejmować kogoś innego na dłuższą metę, przynajmniej nie w tradycyjnym sensie. Z każdym mijającym dniem podejmowałem więcej decyzji tylko dla siebie. Przestałem się bać lub izolować, ponieważ nie miałem „drugiej połowy”. Byłem sam. Krytycznie zastanawiałem się nad instytucją małżeństwa (to skomplikowane, ale jestem za tym) i tym, czy kiedykolwiek chciałbym być matką (prawdopodobnie nie, ale ława przysięgłych wciąż nie istnieje). Ten czas i refleksja to przywilej, którego być może nie byłbym w stanie wykorzystać, gdyby moja podróż wyglądała bardziej jak książki z opowiadaniami.

Każdy jest inny i naprawdę wierzę, że znam ludzi, którym lepiej jest dorastać w związkach. To też jest wartościowe. Ale osobiście wiem, że musiałem przebrnąć przez te dziesięć lat samotnie, zanim mogłem właściwie oddać się innej osobie. Musiałem lepiej poznać siebie, budować i odbudowywać, zastanawiać się i czuć się samotny - ale nie samotny. Musiałem wiedzieć, że mogę przejść przez to życie, zanim pozwolę komuś iść obok mnie. Nie byłem gotowy, dopóki nie byłem. Osoba, którą nie byłam, już mnie definiuje i przez te dziesięć lat związek nigdy nie będzie. I jestem z tym dobry.

Mylący, bolesny sposób, w jaki w końcu puszczam „brak związku”

Interesujące artykuły...